Fartuszek prowincjusza wzbudził śmiech - wywiad z Wojciechem Widłakiem, autorem książek o Panu Kuleczce

Aktualności

W ramach kampanii społecznej "Stypendium zmienia życie" przez cały wrzesień na naszej stronie publikujemy wywiady z przyjaciółmi programu Stypendia św. Mikołaja m.in: dziennikarką Martą Januszewską, aktorką Edytą Jungowską, dziennikarzem Arturem Andrusem czy pisarką Magdaleną Witkiewicz. Dziś zapraszamy do lektury wywiadu z autorem popularnych książek dla dzieci o panu Kuleczce - Wojciechem Widłakiem.

Czy lubił Pan chodzić do szkoły? Czy był Pan prymusem?

Zdjecie-Wojciech-Widlak-2-Fot.Maciej-Wrobel-kopia.jpg

Trudno odpowiedzieć jednym słowem, bo zmieniało się to wraz z czasem i miejscem. Chodziłem do szkoły bez niechęci. Uczyłem się dobrze, ale rywalizacja o stopnie mnie nie interesowała. Z tego, co pamiętam, większość świadectw mam z czerwonym paskiem. Pamięć jednak bywa zawodna.

Gdzie chodził Pan do szkoły? Jak ją wspomina?

Z powodu przeprowadzek uczyłem się w sumie w czterech szkołach – dwóch podstawowych i dwóch liceach. Trzy miasta, trzy światy. Pierwsza szkoła – nowiutka „tysiąclatka” w powiatowym mieście. Chodziłem do niej codziennie z przyjacielem z sąsiedniego bloku. Granatowy fartuszek z niebieską tarczą, biały kołnierzyk, tornister na plecach, worek w ręku. Pióro ze stalówką, niesfornie drapiące po papierze. Hałas na przerwach, który po jakimś czasie stał się niesłyszalny, metalowe poręcze na schodach, po których starsi uczniowie zjeżdżali, gdy nauczyciel nie patrzył. Biblioteka! Mnóstwo książek w brązowym papierze. Druga szkoła – budynek z lat pięćdziesiątych w stolicy. W piwnicach wejścia do schronów – pamiątka po zimnej wojnie. Wszystko inaczej, może poza zapachem pasty do podłogi i biblioteką. Przez jakiś czas było trudno. Fartuszek prowincjusza wzbudził śmiech. W dodatku w poprzedniej podstawówce nie nauczyłem się grać w piłkę ani nawet rzucać piłeczką palantową. Dobrze, że w wielkim mieście, i to w sąsiedniej klatce, pojawił się nowy przyjaciel, z którym codziennie wędrowaliśmy do szkoły, i razem wracaliśmy.

Gdzie zazwyczaj spędzał Pan wakacje, kiedy był Pan uczniem?

Najczęściej jeździłem do dziadków. Mieli domek na obrzeżach Krakowa, z trzema niezwykłymi miejscami: strychem, piwnicą i ogródkiem. To była moja Arkadia. Czasem z rodzicami wyjeżdżałem na wczasy zakładowe - do Krynicy Morskiej i Zakopanego. Miejscowość nie miała dla mnie wielkiego znaczenia. Na wczasach rodzice grali w brydża, a ja czytałem książki. Były jeszcze kolonie, ale to wspomnienie raczej wyparłem z pamięci, może poza piosenkami („Gdzie strumyk płynie z wolna”, „Hej, sokoły”, ale też „Spoza gór i rzek…”), które zapamiętałem na całe życie.

Czy pamięta Pan swój pierwszy dzień w szkole lub jakie jest Pana pierwsze wspomnienie ze szkoły?

Pamiętam, że wszyscy byli wielcy i musiałem bardzo zadzierać głowę, żeby z nimi porozmawiać.

Czy miał Pan nauczyciela, który miał największy wpływ na całe Pana dalsze życie?

Nie. Ale może któryś z nich zrobił to tak dyskretnie, że tego nie zauważyłem?

Kim chciał Pan zostać w przyszłości, kiedy chodził Pan do szkoły?

Szczerze powiem, że nie pamiętam. Najpewniej, przynajmniej na samym początku – inteligentem technicznym, tak jak oboje moi rodzice, lub przynajmniej inteligentem pracującym. O tym, że będę pisał książki, nawet mi się nie śniło.

Jaki przedmiot lubił Pan najbardziej?

Trudno powiedzieć. Lubiłem i polski, i matematykę, i rosyjski, i rysunki. Wiem, którego przedmiotu najbardziej nie lubiłem: wuefu. Z trudem trafiałem w piłkę, niezależnie od tego, czy chodziło o serw, czy o podanie nogą. Bieg na 60 metrów, rzut piłeczką palantową, ćwiczenia na równoważni – nie wiadomo, co było gorsze. Na pociechę sobie i innym dodam, że w końcu nauczyłem się pływać i jeździć na nartach, ale stało się to dopiero na studiach, i to dzięki mojej przyszłej żonie. Pływanie i narty lubię do dziś.

Jak spędzał Pan czas po szkole?

Biegałem i grałem w pikuty na osiedlowym podwórku, wymieniałem znaczki pocztowe z kolegami, raz w tygodniu oglądałem „Zwierzyniec” w telewizji, no i oczywiście czytałem, czytałem, czytałem.

Celem ogólnopolskiej kampanii społecznej "Stypendium zmienia życie" Fundacji Świętego Mikołaja jest zwrócenie uwagi na sytuację zdolnych dzieci z niezamożnych rodzin. Kampania jest współfinansowana przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021–2030.

Masz pytania? Zapraszamy do kontaktu

Napisz do nas na stypendia@mikolaj.org.pl lub możesz skontaktować się bezpośrednio z koordynatorami programu.

Zdjęcie portretowe Antoniny Grządkowskiej - menedżerki programów edukacyjnych w Fundacji Świętego Mikołaja
Antonina Grządkowska

Menedżer programów edukacyjnych

Zdjęcie portretowe Anny Grunwald - koordynatorki programu w Fundacji Świętego Mikołaja
Anna Grunwald

Koordynator programu