O byciu pisarką w ogóle nie myślałam - wywiad z Magdaleną Witkiewicz, pisarką i ambsadorką Stypendiów św. Mikołaja
W ramach kampanii społecznej "Stypendium zmienia życie" przez cały wrzesień na naszej stronie będziemy publikować wywiady z przyjaciółmi programu Stypendia św. Mikołaja m.in: dziennikarką Martą Januszewską, aktorką Edytą Jungowską, dziennikarzem Arturem Andrusem, autorem książek dla dzieci Wojciechem Widłakiem czy pisarką Magdaleną Witkiewicz. Dziś zapraszamy do lektury wywiadu z Magdaleną Witkiewicz, pisarką bestsellerowych powieści obyczajowych i ambasadorki Stypendiów św. Mikołaja.
Czy lubiła Pani chodzić do szkoły? Czy była Pani prymuską?
Bywało różnie z tą szkołą. Raczej ją lubiłam, chyba że miał być wf. Tego przedmiotu bardzo nie lubiłam. Myślę, że moją niechęć do sportu ukształtowała nauczycielka, która zdecydowanie nie powinna pełnić tego zawodu… Na szczęście teraz podejście do zajęć wychowania fizycznego jest zupełnie inne. Nie każą skakać przez kozła i skrzynię. W szkole podstawowej uczyłam się bardzo dobrze. Byłam bardzo ambitna. Nie uczyłam się dużo, po prostu łatwo mi to przychodziło. W liceum już nie było tak łatwo, ale dawałam radę. Jednak pod względem towarzyskim najlepiej wspominam liceum. To były cudne cztery lata mojego życia!
Gdzie chodziła Pani do szkoły? Jak ją wspomina?
Chodziłam do obu szkół w Gdańsku. Moja podstawówka była trzy kroki od domu, zdarzało się, że na przerwie biegłam do domu, bo zapomniałam drugiego śniadania, czy chciało mi się pić. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że nie powinnam opuszczać terenu szkoły. Szkoła wydawała mi się duża, dopiero gdy po latach ją odwiedziłam, to zmieniłam zdanie. Nie była tak ogromna, jak ją zapamiętałam. Miło wspominam nauczycielkę od chemii, która była opiekunem gazetki szkolnej. Po latach odnowiłyśmy kontakt i bardzo cenię sobie tę znajomość.
Jeżeli chodzi o liceum, to kończyłam liceum z tradycjami. V Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku Oliwie. I chodziłam na wagary do Parku Oliwskiego! I najdziwniejsze jest to, że wtedy wcale nie myślałam o tym, że to są wagary. Ja po prostu nie mogłam usiedzieć na trzeciej z rzędu matematyce i szłam sobie odpocząć. Nie robiłam tego w ukryciu!
Gdzie zazwyczaj spędzała Pani wakacje, kiedy była Pani uczennicą?
Wakacje od dziecka, a w zasadzie od urodzenia spędzałam na Kaszubach, w moim domku nad jeziorem. Trochę wspomnień związanych z tym czasem opisałam w książkach dla dzieci z serii "Lilka i spółka". Tam akcja właśnie dzieje się w niewielkim drewnianym domku, nad jeziorem Gowidlińskim. Potem, gdy już można było wyjeżdżać, w liceum, jeździliśmy z tatą dalej. Na przykład cudownie wspominam wyjazd do Francji, gdzie spaliśmy pod gołym niebem, tuż przy samochodzie i gotowaliśmy sobie zupę z proszku na małej butli gazowej. Cudnie było!
Czy pamięta Pani swój pierwszy dzień w szkole lub jakie jest Pani pierwsze wspomnienie ze szkoły?
No pamiętam ten traumatyczny WF. Ale nie mówmy o traumach. Pierwsze wspomnienie? Chyba początek roku w pierwszej klasie. I takie zagubienie wśród tylu ludzi. Pierwszy krok w dorosłość!
Czy miała Pani nauczyciela, który miał największy wpływ na całe Pani dalsze życie?
Tak, już mówiłam o Eli Januszewskiej - wtedy Frankowskiej, która uczyła mnie chemii, prowadziła zajęcia z tańca towarzyskiego i była opiekunem szkolnej gazetki. Ona już wtedy, w latach osiemdziesiątych była nowoczesnym nauczycielem. Takim, którego się chciało słuchać. Nie tylko pod względem wiedzy przedmiotowej, ale takiej zwykłej, życiowej. Dobry pedagog i psycholog w jednym.
Kim chciała Pani zostać w przyszłości, kiedy chodziła Pani do szkoły?
Myślę, że lekarzem. A przynajmniej tak mama chciała, a ja nie miałam nic przeciwko. O byciu pisarką w ogóle nie myślałam. Na pewno chciałam pracować z komputerem. Nie spodziewałam się, że gdy dorosnę niemalże wszyscy będą pracować z komputerem.
Jaki przedmiot lubiła Pani najbardziej?
W podstawówce chyba matematykę i chemię. W liceum matematykę, informatykę i język polski. Chyba nie mogłam się zdecydować sama, czy jestem umysł ścisły, czy nie. Kochałam pisać wypracowania, najlepiej na tak zwane „wolne” tematy. A matematyka to dla mnie było rozwiązywanie zagadek. No, chyba że mówimy o rachunku prawdopodobieństwa, którego do tej pory nie opanowałam!
Jak spędzała Pani czas po szkole?
Tak sobie myślę, że chyba fajniej niż moje dzieci obecnie. Mieliśmy zdecydowanie mniej lekcji, wracałam sama do domu z kluczem na szyi, odrabiałam lekcje, a potem wychodziłam na dwór. Było tam sporo koleżanek. Siedziałyśmy na trzepaku obok śmietnika, w krzakach budowałyśmy dom i bawiłyśmy się w dom, robiłyśmy sekrety ze szkiełek i kwiatów, graliśmy w zbijaka na ulicy, skakałyśmy w gumę. Fajnie było!
Celem ogólnopolskiej kampanii społecznej "Stypendium zmienia życie" Fundacji Świętego Mikołaja jest zwrócenie uwagi na sytuację zdolnych dzieci z niezamożnych rodzin. Kampania jest współfinansowana przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021–2030.